-

Hawaianas


W końcu musiało do tego dojść.. Moja galopująca niesubordynacja musiała kiedyś wziąć górę i pchnąć mnie w ramiona jakiegoś nikczemnego czynu.. i stało się.. i się nie odstanie..
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
KOMUNIKAT OSTRZEGAWCZY:  Poniższy tekst czytacie Państwo na własną odpowiedzialność. Autorka tekstu przyznaje, że poniższą historię skonstruowała w taki nikczemny sposób, ażeby z każdą przeczytaną literą czytelnik stawał się „współwinny zbrodni” w obliczu sądu.. Jak jest to możliwe?
KONIEC KOMUNIKATU OSTRZEGAWCZEGO :) Decydujcie! :)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ano tak, że na waszych oczach popełniać będę morderstwo.. Moją ofiarą padnie jedna z podstawowych zasad pisania bloga.. i mam pełną świadomość (czyli morderstwo 1 stopnia-z premedytacją!) tego, że grozi mi za to kryminał literacki..!!! Tym oto wpisem dźgam 4-krotnie w plecy i 5-krotnie w serce „zasadę chronologii”.  Żegnaj !! Adios ! Arivederchi!  Jeżeli więc przeczytacie ten wpis teraz.. (czyli zanim wyjdą spod mych palców wpisy o krajach w których byliśmy przed Hawajami).. to witam po kryminalnej stronie tęczy!!! :)
Pewnie nurtuje was co pchnęło mnie do tak radykalnego czynu? Przecież zawsze byłam taka poukładana.. analityczna.. wzorowa.. honorowa.. zawsze na czas.. zawsze we właściwym miejscu o właściwej porze, z właściwym trunkiem.. Wypełnione motylami, poukładane dzieciństwo na wsi też nie pomogło.. Nikt nie mógł się tego spodziewać.. Jak to się stało?- pytam sama siebie..
Jak teraz, na chłodno, o tym myślę, to takim przełomem w moim poukładanym blogowo życiu była pewna podróż samolotem, podczas burzy warunków sprzyjających rozwojowi przestępczości literackiej.. :)
Rzecz ma miejsce w samolocie przemierzającym Pacyfik..
Destynacją lotu jest San Jose w stanie Kalifornia.  Lot trwa 5 godzin. Pośpiesznie przeglądam więc i segreguje zdjęcia z Hawaii, tak aby móc po wylądowaniu dopaść  jakiś internet i wysłać je w sieć, gdzie będą bezpieczne (standardowa procedura po kradzieży w Indiach). Kończę przeglądać zdjęcia. Spoglądam na zegarek. Mam jeszcze 2 godziny lotu, wiec otwieram mój świet(n)y plik „zapiski z podróży”. Mijam suwakiem kolejno rozdziały „Intro”, „Przygotowania”… „Turistland”… i ku mojemu zdziwieniu nie ściągam kursora z suwaka i mijam też „Filipiny”(?!?), mijam „Australia(?!?), mijam „Nowa Zelandia”(?!?), spoglądam kątem oka (tzw. cichaczem) na Grześka, (chce mieć pewność, że nie widzi co robię, bo NA PEWNO by tego nie pochwalił!!) i piszę : „Hawaianas”. Ręce mam spocone.. Czuje, że łamie jakieś prawo.. że nie powinnam.. Nie wiem dlaczego to robię.. Coś mi wewnątrz mówi, że powinnam jak najszybciej powiedzieć światu o tym miejscu! Dopóki jeszcze trzyma mnie jego magia. Dopóki jestem zabujana:)
Jak tam ława przysięgłych? Trzymacie już w rękach tabliczki z napisem „niewinna”? Czy za bardzo ckliwa ta moja linia obrony? Miałam dobry motyw i zamiary (jeżeli to coś pomoże)! Proszę pozwólcie mi pisać! Nie stawiajcie mnie na równi z nocnymi analfabetami baźgrającymi po murach. To inna skala zbrodni. Ja się zmienię, zresocjalizuję! Przejdę katharsis! OK.. widzę, że mój monolog nie robi na nikim wrażenia.. O jedno więc proszę szacowną ławę: zanim podejmiecie decyzję o mojej winie przeczytajcie mój wpis.. może on was przekona:

HAWAJE

Hawaje to taki powiedziałabym prawdziwy „koniec świata” dla Polski. Tą czy tamtą stroną globu 12 godzin czasoprzestrzennych trzeba pokonać. Gdyby nie fakt, że Hawaje były najtańszym połączeniem z Nowo Zelandzkim lądem (z przesiadką w Sydney) w życiu byśmy tu nie trafili.
(takie fajne efekty nam pan pilot puszczał)
Szczerze mówiąc zanim zwróciliśmy tu czubek naszego samolotu nie miałam pojęcia, że Hawaje to nie kraj.. a jeden ze Stanów Ameryki Północnej.
Co jest jakąś kompletną bzdurą.. Jeżeli by mnie ktoś pytał... (albo lokalesów:)
To jeszcze nic. Zanim nie zjawiliśmy się w Honolulu nie miałam pojęcia, że sławetny Atak na Pearl Harbor (Japonia zaatakowała Stany podczas trwania w Europie II Wojny Światowej) odbył się właśnie tu! Na Hawajach! W niedalekiej okolicy od Honolulu.
Może nie będę się wygłupiać z tym wymienianiem czego nie wiedziałam i powiem całą prawdę od razu: o Hawajach wiedziałam tyle, że rosną tam palmy,
a mieszkający tam ludzie (w spódniczkach z trawy oczywiście)
 (bez wąsów)
grają nocami na ukulele, a dniami rzucają kolorowe naszyjniki z kwiatów na blade karki turystów wychodzących z samolotu.
Oczywiście życie już wielokrotnie zweryfikowało, że wyobrażenia to jedno,
 a realia to drugie
No ale od początku..
Hawaje składają się z 8 większych wysp i hordy (nie znanej mi ilości;) małych wysepek. Wikipedia mi tu podpowiada, że łącznie jest tam 137- 152 wysp (zależy jaka instytucja liczy). No ale dla turysty naszego pokroju osiągalnych jest 5 (jak ja liczę:) wysp. My byliśmy na trzech. Na 1.O’ahu, 2.Hawai’i (Big Island) oraz 3.Maui. I o nich będzie ta historia. 

O'AHU
Mocno zurbanizowana wyspa zawalona wycieczkowiczami z Japonii (tymi co chodzą w grupkach za człowiekiem z flagą, w czapeczkach w jednym kolorze- kolorze flagi). A na szyjach wiszą im 3 Canony.
Czyli nie do końca wyspa "w naszym typie". Ale wiadomo, że jak już mieliśmy tu lot, to wypadało się trochę porozglądać i jak na każde miejsce na świecie przystało, tak i tutaj było na czym zawiesić oko. Wymienię może takie "top 5", żeby nie było:)
Atrakcja Numer 1: No na pewno kolory robią wrażenie.. wszystko jest takie intensywne. Po zielono-zielonej Nowej Zelandii można było w końcu dostać przyjemnego oczopląsu.
Atrakcja Numer 2.  Mają tam ekstra małe gołębie!
Atrakcja Numer 3 (i zarazem gwóźdź programu): plaża WAIKIKI w Honolulu. (atrakcyjność tkwi głównie w nazwie-bynajmniej dla nas:)

 Ciekawa jest też historia pana Dole-a,
który swego czasu stał się (w szemrany sposób) właścicielem dużej części wysp, gdzie uprawiał sobie i puszkował ananasy na skalę światową.
Anty Atrakcja Numer 1. najbardziej absurdalna wycieczka na jakiej byłam w życiuuuu.. wycieczka po plantacji pana Dole-a.. w wersji "dla Amerykanów". Nigdy więcej! Nikomu nie polecam!
O proszę, tak rosną ananasy:
Atrakcja Numer 4. Z Honolulu można się przedrzeć (na całe szczęście;) na północ wyspy i tam już panuje względny luz na plaży..
i w wodzie..
 i w przyrodzie:)
"Atrakcja" Numer 5. USS Arizona Memorial, upamiętniający śmierć żołnierzy, którzy zginęli podczas nalotu Japończyków w '41 na Pearl Harbor. Po tym ataku Stany przystąpiły do II Wojny Światowej.
OK. Tu muszę się trochę zatrzymać.. Bo to miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie. W takim sensie, że zrozumiałam trochę bardziej co nakręca magazynki Amerykanów. W szczególności, że parę miesięcy wcześniej byliśmy w Japonii, w Hiroszimie. Pozwolicie, że pominę kontekst Japończyków dogadujących się w okolicach roku 41 z Hitlerem. Po pierwsze nie jestem historykiem, a po 2 jakby w konflikcie "Ameryka-Japonia" chodziło o ropę i wpływy w Azji.. a nie o pomoc Polsce w walce z III Rzeszą. OK tylko fakty i liczby (nie chce nikogo urazić.. nie znam się.. po prostu przeraziła mnie ta cała amerykańskość):
Japończycy 7.12.1941 nad ranem zbombardowali statki stacjonujące w porcie wojskowym w Perl Harbor, w którym Amerykanie miesiącami, oficjalnie zbroili się na Japończyków. Trąbiąc o tym w mediach. W efekcie tych ataków zginęło około 2 tys. żołnierzy (przebywających na statkach) i 60 cywilów. Flota zniszczona praktycznie do zera- 4 potężne statki poszły na dno (w tym USS Arizona- na zdjęciu poniżej-obecnie żywy pomnik).
Hawaje- czyli miejsce nalotu, to byłe królestwo przejęte przez Amerykanów i włączone jako 50 stan Stanów Zjednoczonych.Wysunięte o około 6tys. km od stałego lądu. (nazwałabym je bazą "wojskowo-wypoczynkową" amerykanów).
Amerykanie w odwecie zrzucili 2 bomby atomowe na cywilów (zero pokrewieństwa z bazami wojskowymi) w Hiroszimie i Nagasaki. Przez które bezpośrednio zginęło około 150 tyś. osób. Plus drugie tyle w efekcie choroby popromiennej.. A w Wietnamie używali broni chemicznej.. straszne to jest..  Daje to wszystko do myślenia... Naprawdę ciekawe miejsce! Polecam! Chociaż w środku budynku jest tylko ściana z imionami marynarzy.. chodzi o sposób w jaki przekazują informacje.. wszystko zorganizowane jest w iście amerykańskim stylu..
nawet pokuszono się o efekty specjalne na wodzie.. żeby podziałać na podświadomość trochę.. że to tak nie dawno temu było, że benzyna jeszcze wciąż wycieka z pancernika.. no ciekawe miejsce ciekawe..


HAWAI'I 

Nie pamiętam kiedy coś zrobiło na mnie podobne wrażenie jak ta właśnie wyspa. Nieprawdopodobna sprawa, że można przebywać w miejscu, gdzie „matka natura” (Bóg/ Pele/ Jing Jang Góru Tworzenia/ Zeus/ Kapitan planeta czy kto tam..) „wciąż tworzy”. Jeden z wulkanów jest cały czas aktywny. 
Z krateru wypływa nieprzerwanie lawa (wrząca, leista masa twórcza).
I płynie swoim lawowym tempem w kierunku oceanu, aby wydrzeć mu jeszcze odrobinę metra kwadratowego.
 To oznacza, że wyspa w każdej minucie swojego istnienia wygląda inaczej! Powiększa się
 i kształtuje nowe granice.
Objeżdżając ją można zobaczyć wszystkie stadia rozwoju ziemi! Od bulgoczącej w kraterze jaskrawo czerwonej masy,
przez wygasające kratery
przez nie aktywne kratery
przez rzekę lawy,
przez świeżo zastygniętą lawę,
przez czarne smutne pustynie
 przez które nieśmiało przebijają się  kępki trawy
(poniżej roślinność 25 lat po wylaniu się lawy),
a skończywszy na szaleńczo zielonych pastwiskach , na których wypasają się tłuste krowy
 oraz lasach mango
 na których wypasaliśmy się my :)
 Lawa jest tu częścią egzystencji..Na zasadzie: był płot.. nie ma płota
była droga.. nie ma drogi.. jest teraz "pagór"
Ta wyspa się tworzy. NIESAMOWITE. Czuć tu magię. Coś nieprawdopodobnego. Rozmawialiśmy z „lokalesami”,którzy ostrzegali nas, że jako że wyspa jest w trakcie ewolucji wszystko musi pozostać na swoim miejscu. I ci którzy zabrali chociaż jeden kamień mieli  do czynienia z bogami
(w tłumaczeniu na język europejski : "mieli pecha, dopóki nie zwrócili kamieni na właściwe miejsce").
No i ok. wysoko lotne tematy mamy już za sobą.. (no i całe szczęście, bo jak już wiecie nie za dobrze się w tych duchowych sprawach czuje- bynajmniej na piśmie). Teraz czas na tematy, które wszyscy kumamy = czyli tematy przyziemne!! Czas na kolejną niewygodną prawdę o naturze ludzkiej. Prawdę, której korzeni należy upatrywać w mieszance genów „materializmu” oraz potrzeby zapewnienia sobie stanu „fuck yeee”:). 
Historia z "prawdą o naturze ludzkiej" rozpoczęła się tuż po wylądowaniu. Grzesiek zarezerwował nam najtańszy z możliwych dostępnych samochodów. Samochód na zdjęciach wyglądał mniej więcej tak jak ten tu poniżej:
 w rzeczywistości.. przez pomyłkę/ łud szczęścia/ boga TiKi dostaliśmy tą brykę:
I od tego momentu wszystko się zmieniło.. nie wzruszały już nas ani plaże z czarnym piaskiem..
ani kosmiczne wybrzeża
żółwie też jakby straciły na sensie i atrakcyjności..
liczył się już tylko ON!
 Doge Chalenger!
 Obiekt pożądania co 1 mężczyzny w kraju...
Grzesiek od momentu jak usłyszał od gościa z wypożyczalni, że ma za mocno nie gazować, bo fura potrafi stanąć dęba zmienił się nie do poznania. Zasiadł za sterami. Zaświeciły mu się oczy..
i przepadł..
  jakby oszalał
i tak jak zazwyczaj muszę go ciągnąć do zdjęć.. tak tym razem, to on wychodził z inicjatywą: "ejjj maleńka może zrobisz mi zdjęcie?"

 albo: "eeee dupeczko, patrz jak on zajebiście tam wygląda, może zrobisz mu zdjęcie?"
Zastanawiałam się nad tym fenomenem.. i doszłam do wniosku, że każde nasze spaczenie ma jakieś korzenie w dzieciństwie. I tak, podczas gdy my czesałyśmy kucyki pony rozmyślając o tym jaki odcień różu będzie miała nasza sukienka na ślubnym kobiercu z księciem z bajki. Chłopaki przeglądały gazetki z gołymi cyckami umieszczonymi gdzieś między rozmiarami 110x50x90... Przerywali sobie tą przyjemność tylko wtedy gdy oglądali magazyny z najnowszymi, najzajebistrzymi furami. I ta fura zdecydowanie w tych magazynach występowała. Dlatego też Grześkowi totalnie odbiło. Koniec teorii.
A jaka jest prawda o naturze ludzkiej? Ano taka, że wszyscy.. czy tego chcemy czy nie.. czy to wypieramy czy nie.. jesteśmy blacharzami i blacharami.. to tylko kwestia marki !
Oczywiście nie wiele osób wie (my.. i teraz wy!:),że taką maszynę można przerobić...na Kampera !:)
Potrzeba matką wynalazców! Prawda taka, że na Hawajach jest strasznie drogo (najtańszy nocleg per persona 25$/ za pole namiotowe dla nie lokalesa 20$?!?!?wtf?!), więc jedyną opcją jest nielegalny kempingowy lajfstajl :)

MAUI

Maui jest wyspą, o której istnieniu słyszał chyba każdy..
bynajmniej każdy wiatroholik czyli surfer/ kitesurfer/ windsurfer.
Oprócz tej całej zabawy plażowo-falowo-wiatrowo-piaskowej można sobie na Maui połazić po całkiem fajnych krzakach
z widokiem na wodospady
z widokiem na oceany
Hehe mam taki kwiatek na oknie - 20 cm w kapeluszu. ( mam o ile Marcin go podlewał przez ostatnie 10 miesięcy). Tutaj ten "kwiatek" ma liście wielkości połowy Dagny.
 jest też plaża z czerwonym piaskiem
 heheh nie no nie ma tak dobrze..papugi tu nie mieszkają:) to akurat papug jakiegoś lokalesa
O a tu widać kolejną ofiarę naszego"Camp my ride":)

są bardzo fajne warunki na uprawianie Okna na świat:)
można wdrapać sie na 3-tysięcznik w iście amerykańskim stylu:)
 różnicę miedzy 53 a 27 musieliśmy pokonać schodami !
są drogi usłane mango
 są ciekawe opcje wycieczkowe
 dla komandosów
 i dla Bear-a Grylls-a
 i dla tajnych agentów sił turystyczno-wywiadowczych
Podsumowując(bo już trochę późno, a Grzesiek zapuszcza wąsa jak go nie pilnuję:) : na  Maui też jest fajne! :) Dobranocka !

Pozdrawiają was
Grzesiek z jednym okiem na Awokado
 i Dagna z kwiatem na Kaukaz :)
i namiot z dziobem wpatrzonym w Ocean

To jak będzie? Winna czy niewinna? :) bo tu wszyscy czekamy na werdykt:) Buźka!
 

7 komentarzy:

  1. Oczywiscie, ze winna! Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak moglas sie tam wybrac bezemnie ?!?! Mam nadzieje, ze po duzej ilosci mango przegonila was za kare pooooooooooorzaaaaaaadna sraczka! Normalnie, zal dupe sciska, jak sie te zdjecia oglada, szczegolnie tego tlustego morsa na czarnej plazy.
    Ciotka Anonimowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Great post! You two did more in Hawaii in a couple of weeks than I did there in 15 trips. ;-) Miss you guys!

      Aloha,
      -Roland

      Usuń
  3. Aloha:))) Wyrok niewinna :)) Ja matka Twoja w pełni uznaję Cię za niewinną, ponieważ uległaś okolicznościom, którym ulec było trzeba i nie było od tego ucieczki:) Ta ziemia pulsujące ciągle życiem od wnętrza, te krajobrazy i wreszcie ten supermen w niebieskich gatkach, który oszalał z powodu szarej blachy z napisem "dodge", temu nie można było się nie poddać natychmiast i bez granic ! Jesteś niewinna, ale do jasnej cholery to jest nieprzyzwoite, żeby być w aż tak wielu tak intensywnie pięknych miejscach. A Grzesiu, z tego co pamiętam bez żadnej żenady i w pełni obojętnie w Polsce zajeżdżał 14 letnie Mitsubishi, wyciągał zdechłe kuny z gaźnika i jeździł bez dwóch biegów naraz! To teraz gra takiego super star motor car ? o nie nie wierzę :) wracajcie już w końcu do mnie, bo mi żal :)) mammmmmmmmmmmmmmmmmmma

    OdpowiedzUsuń
  4. Aloha! Pozdrawiają Polacy, których spotkaliście w drodze do Hany :)
    Dajcie znać gdzie teraz jesteście.

    Monika i Hubert

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale zazdroszczę! Chcę polecieć na Hawaje praktycznie od dziecka, ale dopiero od niedawna mam z czego zacząć odkładać :) No chyba że poszczęści mi się w konkursie internetowym Varty, gdzie do wygrania jest właśnie taka wycieczka - trzymajcie proszę za mnie kciuki!!! :)

    OdpowiedzUsuń