-

Turistlandia


(UWAGA! Drogi czytelniku! Wpis ten ma charakter typowego wpisu pt. "moje wakacje w Tajlandii", sporo więc będzie przewijać się zdjęć skąpo ubranych kobiet i mężczyzn, a i merytorycznie też będzie dość ubogo :P No ale co ja mogę skoro goście przyjechali.. i chcą się trochę zabawić!)

TAJLANDIA

Po świętobliwej Birmie, w której na białą twarz reagują jak na dzika; bankomaty wprowadzono z jakieś pół roku temu; do 90% kraju turyści nie mają możliwości wjeżdżać; w telewizji cenzurują zbyt duże dekolty.. trafiamy do Tajlandii! Kraju, który chyba turystykę wymyślił. Schodząc z rozpadającej się birmańskiej łodzi (tak! po raz kolejny udało nam się przeżyć!:) dobiega nas głos naszego najlepszego przyjaciela: „my friend where do you go!?” (a w oczach jego błyszczy się znany nam wszystkim emblemat dolara $$$;). Jak miło, że ktoś po nas wyszedł. Bez większej czułości dziękujemy panu przyjacielowi za zainteresowanie naszym losem.  Zgarniamy pieczątki od portowego celnika i ruszamy w Tajlandię.. za daleko nie zachodzimy, bo oto po 10m stajemy jak wryci: asfalt wszędzie; 3 bankomaty niemalże obok siebie; 7Eleven (to taka lepsza forma polskiej Żabki) i 3 inne sklepy do wyboru; kobiety w spodenkach ledwo zakrywających tyłek, na ulicach same nowiusieńkie pikapy. Inny świat! Cywilizacyjny szał!! Przystosowanie się do nowo panującego poziomu rozwoju cywilizacyjnego zajęło nam jakieś 5 min. Zawszę w tę stronę działa to szybciej niż w odwrotną (4-14 dni;) No to do dzieła. Raz dwa transport, raz dwa hotel, raz dwa bilety do Krabi, trzy cztery następnego dnia lądujemy o 14 w Krabi. Cóż za ulga!!! Dotarliśmy!! Po 5 dniach spędzonych w transportach wszelkiej maści jesteśmy w miejscu, w którym spędzimy 2 noce z rzędu! JEEEEE:) No i sylwester. Dzisiaj sylwester! i rodzina! i fajerwerki i wódeczka i Dominika i Wiola i Brano i  Piotrek i imprezaaaaaa :) idealna nagroda za pokonanie przeprawy!:)
I są! W końńńcuuu dotarły:) Moje dwie diwy i ich rycerze! I już w powietrzu słychać standardowe polskie powitania typu ”buzi-dupci”* i „siema-siema”**. Po takich czułościach pozostało nam już tylko ustalić wysoce skomplikowany plan gry na sylwestra. Dominika zaczyna: OK to idziemy pod prysznic, ubieramy się, bierzemy weselną i gdzieś idziemy! Propozycja spotyka się z 5 razy tak. WOOOOWWW. W polskiej szerokości geograficznej planowanie sylwestra w grupie 6 osób, trwa co najmniej miesiąc i kończy się zazwyczaj jedną zerwaną przyjaźnią i  dwoma rozwodami.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*- powitanie typu "buzi dupci"- typowe powitanie samic (myślę, że wszystkich gatunków występujących w przyrodzie) występujące po odbyciu co najmniej miesięcznego okresu separacyjnego: „ale ty fajnie wyglądasz” , „nie to ty fajnie wyglądasz” „ nieeee tyyy” „nie no co ty przytyłam” „nie to ja przytyłam” „wiesz kto przytył? „Ta od tego co był z tamtą” „ a taaa no co ty?!? Dobrze jej tak!” itd…
**- powitanie typu „siema-siema”- raczej występuje wśród samców, ale słyszano o przypadkach zdesperowanych kobiet witających się w ten sposób:  „jak minął lot/rok?”, „no spoko” „to co dzisiaj pijemy?” „ale pytanie stary jasne, że wódę” „no wiem tylko żartowałem” „hahahoho”.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to szałering, ubiering, pukanie do drzwi, otwieram i widzę te moje ukochane dwie buźki..
jakie to słodkie- nie widziałyśmy się dopiero 15 minut, a one już stęsknione.. przyszły po kolejną porcję przytulania i już chcę rzucać się im w ramiona.. ale myślę sobie.. czemu przyszły razem.. i czemu się tak na mnie dziwnie patrzą… czegoś chcą.. Dominika pierwsza zabiera głos: „Dagnaaaa nie możesz tak wyjść.. jest sylwester.. masz szczęście, że przypadkiem mam dla Ciebie sukienkę!!!”– i dorzuca ten swój uśmiech nr 4.. Teraz Wiola włącza się do gry: „no co ty Dominika, ja tez mam parę kreacji dla Dagny!”. Spoglądają na siebie w spowolnionym tempie, w oczach maja serduszka.. dookoła wybuchają srebrne confetti na tle tęczy i wodospadu troskliwych misi.. scena jak z japońskiej bajki.. Nieprawdopodobne.. Odnalazły się w tym wielkim kraju! Będą szerzyć modę na terenie wyprawy Dagna&Greg! (AAAAA!!!!:)
Taranują mnie w drzwiach.. w rękach trzymają jakieś przedmioty, o których istnieniu już dawno zapomniałam. Dagna tu masz tusz, tu cienie do powiek, tu puder, a tu jest szczotka ale nic się nie martw nie musisz sobie przypominać jak się jej używa.. zrobię to za Ciebie, bo już mam pomysł na twoją fryzurę! Fryzura „na podróżniczkę”!! (..powiedzcie mi jak to możliwe, że podróżuje już ponad 13 lat, a nigdy o czymś takim jak fryzura "na podróżniczkę" nie słyszałam)!! No nic nie przerywam jej, bo grozi, że nie wyjdzie ze mną na miasto jak pozostanę w tym co mam na sobie i na głowie. A mam taką super ekstra koszulkę z cekinową sową, którą zakupiłam w Korei i taskam przez pół świata „na specjalne okazje”- typu ślub/urodziny królowej/sylwester...  No ale co ja mogę?!? Jak Dominika z Wiolą łączą siły.. to nie mam żadnych szans.. cekinowa sowa i półroczny kołtun na głowie tym bardziej..
OK. Wychodzimy, kolacja te sprawy...
(póki wszyscy  rześcy) profesjonalne zdjęcia do albumu rodzinnego
(w sumie dobra okazja, żeby przedstawić bohaterów tego odcinka, lecimy od lewej górnej półki: Brano-facet mojej siostry; Dominika-taka jakby młodsza, szczuplejsza, rozważniejsza, znająca biegle 4 języki,wysportowana... i blond JA; Tark- zarośnięty brodą i wąsem Grzesiek; Wódka Weselna- powiedzmy, że "góra przyszła do Mahometa", bo zamiast na weselu balowaliśmy na paczinko w Tokio; Piotrek (dzierżący Wódkę Weselną)-mąż tej laski z prawej; Wiola- laska z prawej, co ją chyba cały Wrocław zna więc nie muszę przedstawiać (a jak nie zna.. to uwierzcie mi, że jest to kwestia godzin;)
OK wszyscy się już paznakomilis, to pijemy! Za nas! Za was!
i wiadomo.. po dziesiątym toaście.. dyskusje na poziomie.. te sprawy..
potem to już tylko z górki.. czyli kradniemy motor
 kradniemy słonia,
 balujemy,
 9,8,7,6,5,4,3,2,1 HAPPY NEW YEARRR 2015!!!!!!!
 przejmujemy jakąś knajpę
 i wchodzi Hong Thong iiii... to by było ostatnie zdjęcie wykonane tego wieczora...
Słodkie, po-sylwestrowe kacowanie, przerywa nam lawendowo-fiołkowy głos Wioli, wydobywający się zza wyważanych drzwi naszego pokoju: „Wstawaćććććcc lenieeeeeee!!!! Jedziemy na plażę, nie po to się tyle tu tarabaniłam, żeby teraz siedzieć w hotelu, WSTAWAĆ!!”. 
A jednak.. wczorajszy dzień nam się nie przyśnił..  Goście faktycznie nadjechali i podkręcają tempo!:)
No nic.. spojrzeliśmy sobie z Grześkiem w zakrwawione oczy... i na zegarek, który wskazywał 12 i przyznaliśmy dziewczynie rację.. "Dobra Wiola, to  my do Was dojdziemy!" heheh. Oczywiście nasza odpowiedź spotkała się z falą entuzjazmu, ze strony naszych kompanów : " WSTAWAĆ ! Macie pół godziny!" Jak tu dyskutować z takimi argumentami... Godzinę później piękni młodzi i na kacu ruszyliśmy eksplorować okoliczną Tajlandię!
OK, no to pierwsze palmy, plaże i małpy za płoty.. postanowiliśmy ruszyć na jakąś wyspę.. Zapakowaliśmy się więc w łódkę..
 i jazda przez jakieś nieprawdopodobne scenerie
i wulgaryzmy skalne..
(tutaj to szczerze mówiąc nie wiem co autor miał na myśli.. to chyba głowa nosorożca.. czająca się na piłkę od rugby..)
  cumowanie przewidziane było na Wyspie Phi Phi !
No i teraz może troszkę o tej wyspie (źródło: dagnopedia):
Wyspa Phi Phi - stolica bikini, golonego męskiego torsu, wulgarnego sexu i ogólnego kultu ciała. To tutaj przyjeżdża się po roku spędzonym na siłowni i na diecie 20 kalorii na dzień, by w końcu móc pokazać światu jak się jest zajebistym bez koszulki.
//Na marginesie: idealne miejsce dla kobiety, która parę tygodni temu rzuciła palenie i z tej okazji przysporzyła sobie 6kg towarzystwa w okolicy tyłka i brzucha.. Idealne też miejsce dla zarośniętego do granic możliwości gościa, który stracił 10kg podczas ostatniego zatrucia pokarmowego. //
To tutaj przy rozsadzającym serce techno chłopaki w skąpych majtkach... opaleni, upoceni robią nocami zajebisty fire-show. (sorry ale tylko takie beznadziejne zdjęcie mi się znalazło)
To tutaj na plażach dziewczyny w bikini ogłaszają konkursy pt. „zdejmiesz stanik..
..dostaniesz od nas litrowego drinka!!”.
To tutaj można sobie strzelić romantyczny zachód słońca..
z narzeczonym..
i 50 innymi osobami (o których pan sprzedający wycieczki nie wspomniał)
To tutaj można się po amerykańsku "get wasted" :)
To tutaj można sobie strzelić dziarę w studiu tatuażu, zlokalizowanym zaraz obok (albo praktycznie "w") knajpie
 To tutaj kobiety (dla zachowania figury) nie pija wody (gdyż jest zbyt kaloryczna!)
tylko wylewają ją sobie oceanami na cycki
To tutaj można przypłynąć na bezludną wyspę
i mieć problem z parkowaniem
To tutaj można wyskoczyć z łajby do ciepłego morza
by zobaczyć skalę dewastacji rafy koralowej i parę opłakujących ją rybek :)
To tutajjjjjj nadążyć trzeba za gęsto naszpikowanym planem tygodnia:
Impreza /sex /śniadanie o13/ opalanie/ snorkling/ impreza/ sex/ śniadanie o13/ opalanie/ wycieczka łódką/ impreza/ sex/ sex/ impreza/ sex/ śniadanie o 15/ opalanie/ jogurt truskawkowy 0%/ impreza…
Nic więc dziwnego, że w tych oto wysoce wysublimowanych warunkach spotkaliśmy zadowolonego jak nigdy Grześka (specyficznego kumpla z pracy hahah ale jaja:)
 Co przyciągnęło tu tych wszystkich ludzi? 
No wyspa ich przyciągnęła! Bo jest przepiękna i to mawiają,  jest jej zarówno zaletą jak i przekleństwem (bo przyjeżdża na nią zbyt wiele ludzi, a ludzie niszczą.. itd.).
I tym lekko smutnawym akcentem przeniesiemy się na kolejną wyspę nie mniej piękną:) Koh Lanta. Tutaj trochę inne klimaty niż na Phi Phi. Raczej można sobie uprawiać turystykę chilloutową..
 drzewo kauczukowe i sposób wydobywania kauczuka za razem
las drzew kauczukowych
No i takie to klimaty na Koh Lancie..
Poważnie wykończeni intensywnością wyspiarskiego życia zwróciliśmy nasze kroki w stronę tzw. "main land"
W Tajlandii robiliśmy wszystko co można w Tajlandii robić jako turysta praktyk (no ok.. prócz show z laskami strzelającymi ping-pongami z wnętrza szpagatu..):
-jeździliśmy na słoniach
-jeździliśmy na skuterach
-plażowaliśmy na wiele sposobów
-wchodziliśmy w bliski kontakt z małpami
-byliśmy w dżungli (takiej z prawdziwymi krokodylami i gibonami!!)
- tropiliśmy słonie
-jeździliśmy super extra wypasioną bryką
 tzn... Grzesiek jeździł..
 a my się z nim woziliśmy :)
-oglądaliśmy stare cegły


- pływaliśmy łódkami
-obżeraliśmy się na night bazarach (Tajlandia króluje jeżeli chodzi o jedzenie!)
 i proszę państwa oto i GWÓŹDŹ programu !
prawdziwy powód, dla którego powróciliśmy z Grześkiem do Tajlandii..
Przedstawiam wam: BANANA PANCAKE po Tajsku:
kooooniecznie ze skondensowanym mleczkiem!
-biwakowaliśmy
(i teraz moja ulubiona seria portretów)
 i poranny apel :)
-spaliśmy pod baldachimem
-byliśmy na TAJ MASAŻŻŻŻŻ MAJ FREND
 -zrobiliśmy z Renegata
(bożyszcza okolicznych foczek)
 mizerną, norweską reinkarnacje Presleya
 A było to jakoś tak:
 - i wiele wiele innych też robiliśmy ale już nie mam siły wymieniać..
podsumowując:
BARDZO nam się podoba ta cała idea miesiąca miodowego! I w ogóle spędzania czasu w miłym towarzystwie, na którymś z końcó świata. Dlatego też wystosowaliśmy komunikat:

Dagna & Greg gorąco polecają się na miesiące miodowe: !!:)
 i na święta też się polecamy
 i na imprezy okolicznościowe TEŻ :)
Alicja (mój doradca życiowy od 24 lat)  mi tu właśnie pisze (na pewnym portalu społecznościowym), że ma świetny pomysł na naszą wspólną ścieżkę kariery (Dagny&Grega)! Że mamy zostać Parą do towarzystwa! :)) Jakby się nad tym chwilę zastanowić.. to..
Proszę jacy zadowoleni i opaleni ci nasi pierwsi klienci:

 DOBRANOC!
Prześpijcie się z tą myślą :)bo mamy zamiar zrobić na tym niezłe kokosy!

BUŹKA !!! Love you Alis !

1 komentarz:

  1. brak słów, by to skomentować:) powinnam najlepiej wkleić tutaj zdjęcie mojej obecnie uśmiechniętej buzi, co z całą pewnością najlepiej by oddało reakcję i komentarz do sytuacji :D LOVE

    OdpowiedzUsuń