Już miesiąc wcześniej poganiani przez Kaśkę* (kiedyś już
wspominana kumpela)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*-poganiani prze Kaśkę
(24.08.2014) K: Gdzie będziecie w październiku?!
D: yyyyyyy..
(25.08.2014) K: Dagna, już wiesz kiedy będziecie w tych
Chinach?!
D: nooooo tak jakby… w październiku…chyba, że będziemy gdzie
indziej :)
(26.08.2014 rano) K: Dagna, co z tymi Chinami?!?!?
D: no właśnie o tym zaczęliśmy myśleć…
(26.08.2014 wieczór) K: Dagna musimy pogadać o bilecie!!
D: No przecież rozmawiamy! :)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
zakupiliśmy bilet łączący Chiny z Koreą.
Jako, że wszystko u
nas odbywa się na tak zwanej „prędce” tak i w tym przypadku doszło do szybkiego przeglądu lotów, statków
i karawan. Plebiscyt doprowadził nas do najtańszej opcji
– lotu ShangHai(SH)- Jeju. Gdzie jest miejscowość „Jeju”?
Tak to wyglądała sytuacja miesiąc wcześniej- a co w praniu
wyszło, to poniżej:
Po fantastycznym pomyśle spania na lotnisku w SH // z
pomysłu skorzystał tylko Grzesiek,
bo tylko on jest w stanie zasnąć i spać
głębokim snem wszędzie, w każdej pozycji i w każdych warunkach (kiedyś
rozwinę ten wątek- na razie zbieram na niego materiał dowodowy).
Zapakowaliśmy nasze
szacowne szacowności do samolotu i po 2 godzinach wylądowaliśmy w innej galaktyce.
Jak już kiedyś gdzieś wspomniałam na blogu mimo, że według Was jesteśmy na permanentnych wakacjach (w poprzednim poście trochę z tą
teorią popolemizowałam ;), to my sami używamy tego sformułowania tylko w
niektórych miejscach i oto właśnie nastało „TO” miejsce! :)
Wakacje na Wyspie Jeju
Jak się okazało miasto
Jeju znajdowało się na południowej wyspie
Korei (ktora oryginalnie nazywała się też Jeju). Ku naszej radości wyspa została
okrzyknięta (przed naszym przyjazdem!) mieszanką Raju, Hawai i Disneylandu, a w efekcie główną destynacją koreańskich nowożeńców. I to jest właśnie jedna z sytuacji, w których prawo "dziękuje, nie mieszam" nie ma racji bytu :)
No i tak.. wychodzimy
z samolotu i po raz pierwszy od 25 dni widzimy niebo i słońce! Nieprawdopodobne
uczucie! Sprawiło nam to tyle radości, że w sumie od razu moglibyśmy
zadowoleni wracać do Chin… ale dzielnie zdecydowaliśmy się na penetracje wyspy! Co jednak najbardziej interesujące w tej historii to dobór odpowiedniego środka transportu
do „wyspiarskich klimatów”. No jasne, że wybraliśmy SKUUUUTERRRRR :) Niestety
droga do naszego skutera okazała się dłuższa i szersza niż to sobie zaplanowaliśmy,
bo przecież nowy kraj, nowe zasady, nowe krzaczki (robocza nazwa liter, którymi posługują się obywatele szeroko pojętej Azji)
i nowe
podejście do orientacji.
I tak dzięki mieszance powyższych czynników przemieszczenie
się z punktu A (lotniska) do punktu B (skutera między nogami) zamiast 15 min
zajęło nam 5 godzin ;)
Okazało się bowiem, że do szacownego grona powyższych czynników
spontanicznie postanowiły dołączyć:
1.
„To
nie jest international driving licence” (fakt! To co wydają w Polsce to
jakiś śmiech w dodatku drukowany na papierze toaletowym. NO! ale nie
powinni mieć nic do gadania. Pani w urzędzie w Opolu powiedziała, że wszędzie
na świecie będzie działać. Nawet na samym prawku jest napisane //oczywiście po
polsku//, że w Korei prawko ma działać. NO! Ale //ku zaskoczeniu// pan po
Polsku nie czyta?!??!szok!)
2. „Ludziom
z zagranicy nie wypożyczamy”, z czystych względów bezpieczeństwa jakby takowe w ogóle istniały w Azji.
Widzę, że szklą wam się oczy.. No już uszy do góry! Nie zapominajmy, że jesteśmy na bajecznej wyspie i jak to na takowych wyspach bywa.. każda historia, nawet najbardziej zawiła i dramatyczna ma swój happy end. Nie robiąc wyjątków, nasza historia także taki „happy end” dostała. Oto efekty:
Widzę, że szklą wam się oczy.. No już uszy do góry! Nie zapominajmy, że jesteśmy na bajecznej wyspie i jak to na takowych wyspach bywa.. każda historia, nawet najbardziej zawiła i dramatyczna ma swój happy end. Nie robiąc wyjątków, nasza historia także taki „happy end” dostała. Oto efekty:
A nie mówiłam?! Typowe zdjęcia z wakacji!! Dużo uśmiechów, dużo koloru niebieskiego, palmy, białe piaski, bohaterowie zdjęć są jacyś tacyś ładniejsi niż na co dzień i nawet mają bielsze zęby. W efekcie przy oglądaniu trochę jakby ściska w żołądku z zazdrości :) Typowe wakacje pod palmą.
Ok. To część rajską, nowożeńską i hawajską mamy już za sobą, teraz czas na "Disneyland". Na wyspie doszukaliśmy się jeszcze paru lokalizacji, gdzie mogliśmy się bardziej niż przeciętnie powydurniać. Poniżej jedna setna zdjęć z jednego miejsca.
Popołudniem dnia czwartego zaczęło lać. I nie mam tu na myśli
deszczu typu „polski”. To była ściana deszczu, przecinana wyspiarskim wiatrem.
W okolicach, z których pochodzę nazywa się to ch.. pogoda. Tutaj nazywa się to tajfun. Owego dnia czwartego pobytu na wyspie (jak w pierwotnym planie) poszliśmy do portu złapać jakąś łódkę z naszej lokalizacji (Jeju lokalizejszon) na mainland Korei. W porcie mówią, że dzisiaj i jutro wszystkie łódki odwołane. O 16 będzie wiadomo, czy ostatnia łódka zdecyduje się płynąć.
W okolicach, z których pochodzę nazywa się to ch.. pogoda. Tutaj nazywa się to tajfun. Owego dnia czwartego pobytu na wyspie (jak w pierwotnym planie) poszliśmy do portu złapać jakąś łódkę z naszej lokalizacji (Jeju lokalizejszon) na mainland Korei. W porcie mówią, że dzisiaj i jutro wszystkie łódki odwołane. O 16 będzie wiadomo, czy ostatnia łódka zdecyduje się płynąć.
O 16 info z portu- łódka płynie. No i my razem z nią.
Wiedząc, że za dużo ludzi nie zdecyduje się na taką przygodę wzięliśmy miejsca na podłodze w pokoju dla 30 osób. W końcu musieliśmy mieć miejsce na wysuszenie namiotu, spodni, kurtek, plecaków.
Jak widać po dacie, w której sporządzam tą notatkę przeżyliśmy!:) Co niezmiernie nas cieszy. Oczywiście Grzesiek nie miał nawet przez sekundę wątpliwości co do tego faktu. Od martwienia ma przecież mnie ! :) Łodzią dopłynęliśmy do miejscowości Busan. Największego portowego miasta Korei.
Miasto jak miasto. Ogromne z przyjemnymi uliczkami,
dobrą kuchnią owoco-morską
i plażą rodem z Gold Coast.
i pałętajac się po mieście bez większego ładu i składu.
(ciekawostka natury przyrodniczej) W rzece, która przecina Seul widać dno iiii pływają w niej ryby, którym nikt nie przeszkadza w egzystowaniu ani wędką ani innym narzędziem pozbawiania życia. Taka postać rzeczy sugerować może, że mamy do czynienia z wysoce rozwiniętą cywilizacyjnie jednostką państwową ( i o tym będzie za chwile).
PODSUMOWANIE i inne wnioski:
Generalnie lot z ShangHaju (Chin) do Jeju (Korei Południowej) nazwałabym „skokiem cywilizacyjnym”. Jak się okazało skok okazał się na tyle daleki, że przeskoczyliśmy naszą cudowną Polskę :)
Wiedząc, że za dużo ludzi nie zdecyduje się na taką przygodę wzięliśmy miejsca na podłodze w pokoju dla 30 osób. W końcu musieliśmy mieć miejsce na wysuszenie namiotu, spodni, kurtek, plecaków.
Jak widać po dacie, w której sporządzam tą notatkę przeżyliśmy!:) Co niezmiernie nas cieszy. Oczywiście Grzesiek nie miał nawet przez sekundę wątpliwości co do tego faktu. Od martwienia ma przecież mnie ! :) Łodzią dopłynęliśmy do miejscowości Busan. Największego portowego miasta Korei.
Miasto jak miasto. Ogromne z przyjemnymi uliczkami,
dobrą kuchnią owoco-morską
i plażą rodem z Gold Coast.
Poza tym ma w posiadaniu genialny targ rybny! (Czas na dygresję) Nie oszukujmy się.. już
chyba zawsze będziemy porównywać miasta pod kątem najbardziej absurdalnej kategorii jaką jest „bazaaar”:) Może jak Marcin ruszy w podróż "naszymi śladami" to porównywaniu ulegną tematy typu night life, poczucie gustu w ubiorze i inne równie ważne kategorie ale dopóki relacjonuje JA musicie liczyć się z wodospadem zdjęć bazarowych :P (wodospad w załączeniu:)
Na koniec specjalna fotorelacja dla Andrzeja i Piotrka (naszych przyjaciół z Ukrainy, którzy podzielają naszą pasję "zagryzania piwa suszonymi rybkami")
Z Busan uskuteczniliśmy skok na wschodnio-północne wybrzeże. Tam zaliczyliśmy pare ciekawostek przyrodniczych typu statek-hotel na skale,
Z Busan uskuteczniliśmy skok na wschodnio-północne wybrzeże. Tam zaliczyliśmy pare ciekawostek przyrodniczych typu statek-hotel na skale,
2 osobową wille z widokiem na ocean,
Budkę strażniczą (obok której stała nasza willa), za którą rozpościerał się ostrokół biegnący na północ za pewne do samej Korei Północnej.
Resztę koreańskich dni spędziliśmy w Seulu. Jak zawsze na bazarach
Budkę strażniczą (obok której stała nasza willa), za którą rozpościerał się ostrokół biegnący na północ za pewne do samej Korei Północnej.
Resztę koreańskich dni spędziliśmy w Seulu. Jak zawsze na bazarach
(ciekawostka natury modowej) Na ulicach Seulu istnieje temat "mody skarpetkowej". Skarpetki muszą koniecznie wystawać z butów i przyjmować najdziwniejsze formy, kształty i kolory.
(ciekawostka natury przyrodniczej) W rzece, która przecina Seul widać dno iiii pływają w niej ryby, którym nikt nie przeszkadza w egzystowaniu ani wędką ani innym narzędziem pozbawiania życia. Taka postać rzeczy sugerować może, że mamy do czynienia z wysoce rozwiniętą cywilizacyjnie jednostką państwową ( i o tym będzie za chwile).
PODSUMOWANIE i inne wnioski:
Generalnie lot z ShangHaju (Chin) do Jeju (Korei Południowej) nazwałabym „skokiem cywilizacyjnym”. Jak się okazało skok okazał się na tyle daleki, że przeskoczyliśmy naszą cudowną Polskę :)
Okazuje się bowiem, że w Korei nie jedzą już dawno psów na przemian
z klepaniem biedy. W Korei cywilizacja! W Korei internet w pociągu i w metro. W
Korei asfalt wszędzie, w toaletach papier (ba! w toaletach TOALETA! - w sensie
kibel w wymiarze 3D). No ale, co za tymi udogodnieniami idzie.. w Korei drogo!
Jak to w kraju rozwiniętym, muszą istnieć zasady. Korea też
ma swoje zasady. Nie można np. wchodzić mokrym na terminal łódek.. (robiąc to
uruchamia się cały system sprzątaczek, który rozbiera, ubiera, pilnuje,
wyciera, suszy, szoruje, przestawia, podgląda i
krzywi się jak się nie słucha, ale generalnie lubi to ;P)
Ludzie z tatuażami nie mogą korzystać z łaźni ( zasada
skopiowana bez pomyślunku z Japonii)
Odnoszę takie wrażenie, że Korea jest „czymś pośrednim”
między Chinami a Japonią. Sama w sobie nie jest oczywiście nijakim krajem ssącym to z lewa (Chin), to z prawa (Japonii). Mają parę nie podrabialnych cech, które ją wyróżniają spośród innych krajów świata. I tak na przykład:
Babcie noszą czapki z daszkiem
Obywatele Korei robią sobie "selfie" komórkami na każdym kroku i mają nawet do tego specjalnie przygotowane urządzenia. A jak telefon się rozładuje jakimś cudem, to zawsze mają przecież aparat z opcją "selfi".
Obywatele Korei robią sobie "selfie" komórkami na każdym kroku i mają nawet do tego specjalnie przygotowane urządzenia. A jak telefon się rozładuje jakimś cudem, to zawsze mają przecież aparat z opcją "selfi".
Mają wystawki ze szczeniakami do kupienia (wystarczy tylko przejść ulicą, zakochać się i pupil gotowy!)
Mają tą swoją miłość do świń (głównie czarnych) :) Prawdopodobnie u fundamentów tej miłości leży fakt wszech obecnych owocach morza, którymi naaaaaprawde można się przejeść.
Mają spore zagrożenie ataku nuklearnego, ze strony
północnego sąsiada
Są uzależnieni od kofeiny (podobnie jak my;). Kawiarni jest tu naprawdę z dylion i funkcjonują od rana do wieczora!
Są uzależnieni od kofeiny (podobnie jak my;). Kawiarni jest tu naprawdę z dylion i funkcjonują od rana do wieczora!
Pojawia się temat suszi ( przez nas potocznie zwany "suszaki")
(a co za tym idzie na bazarach widać glony i przetwory gloniaste) w innym wydaniu niż japońskie, bo nie ma w nich surowej ryby.
W niektórych restauracjach stoły mają na środku wbudowany gazowy palnik do podgrzewania jedzenia.
Do dań podają małe zagryzki – zazwyczaj z kiszonych warzyw w
chili (bezpłatne).(a co za tym idzie na bazarach widać glony i przetwory gloniaste) w innym wydaniu niż japońskie, bo nie ma w nich surowej ryby.
W niektórych restauracjach stoły mają na środku wbudowany gazowy palnik do podgrzewania jedzenia.
poniżej różnorodność kiszko-zagryzek
Do jedzenia piją wódkę 20%, piwo jest mniej popularne hehe (brak materiału fotograficznego)
I to by było na tyle z koreańskiej przygody, następny odcinek kręcimy w Japonii :)
No to Wasze zdrowie !
Pozdrawiają Was bez pamiętnie oddani koreańskim owocom morza:
Dagna & Grzesiek
& dwa koniki morskie
Do jedzenia piją wódkę 20%, piwo jest mniej popularne hehe (brak materiału fotograficznego)
I to by było na tyle z koreańskiej przygody, następny odcinek kręcimy w Japonii :)
No to Wasze zdrowie !
Pozdrawiają Was bez pamiętnie oddani koreańskim owocom morza:
Dagna & Grzesiek
& dwa koniki morskie
Wbrew temu co piszesz powyżej.. uwielbiam bazary!!
OdpowiedzUsuńZ poważaniem i lekkim dąsem / Marcin
To co Dagna, kupiłaś sobie w ramach suweniru jakieś fajne skarpetki z helloł kitti?
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Ciebie i Tarkana
Karo
Przywiez babci z Olesna ta czapke. Juz widze jak szoruje w niej do kosciola albo do lasu na kijki :D
OdpowiedzUsuńIza
Ech moi Kochani, ciężkie macie życie:) same glony, spanie na podłodze, bazary zamiast supermarketów i mamusi Wam brakuje:)
OdpowiedzUsuńMatka
Cześć!
OdpowiedzUsuńmam pytnaie! jak wygladała sprawa z rozbijaniem namiotu na JEJU? na plazach głownie? probowaliście tez może wgłębi wyspy? SZykujemy sie z dziewczyna do wyjazdu i pytanie pakowac namiot czy nie. WIem że może to byc mega spanie w namiocie w korei ale zastanawiam sie jak jest tam z tymi sprawami:) A w innych miastach korei probowaliscie spac w namiocie?:) dziekuje za rady!