-

This is Czajna !!!

 
CHINY PÓŁNOCNE

          Hmmm.. kompletnie nie wiem od czego zacząć ten odcinek opowiadania. Nie dlatego, że nie ma o czym pisać! Wręcz przeciwnie ! Dlatego, że łatwiej byłoby mi chyba wymieniać to czego „nie robiliśmy w Chinach” niż to co widzieliśmy i robiliśmy przez ostatnie 17 dni. A wszystko za sprawą pewnego Pana i jego umysłu:


Na poniższym zdjęciu :  podążając od lewej wzrokiem „Pan” i „umysł”.

Tego z lewej już nieco znacie. Gościa po prawej muszę chyba przedstawić/ nakreślić w tym wpisie, bo to właśnie jego działania wywarły ogromny wpływ na przebieg tras, dobór miejsc, tempo, oprawę graficzną i scenariusz  naszej chińskiej wycieczki. Ja byłam tylko pionkiem!
„Umysł Grześka”- nieograniczona przestrzeń wypełniona po brzegi pomysłami. Umysł ten jest także nieustraszony! Nie obawia się pojęcia czasu oraz wyrażenia „nie da się”.
Do umysłu zbudowanego w powyższy sposób wrzuca się tematy/zadania/zagwozdki, które są punktami zapalnymi procesów twórczych, dzięki którym otrzymujemy MASTER PLANY.
Wiem, że powyższa teoria jest nieco zawiła dlatego też dla lepszego zrozumienia ( jak na większości przedmiotów szkolnych) przerobimy przykład.
No to zapinajcie pasy! Zaczynamy :  

Umysł Grześka     +         temat „Chiny”          =         CHINA MASTER PLAN.

Jak każda teoria, ta także ma swoje warunki. Otóż Grzesiek jak i jego umysł lubią dzielić efekty master planu z pewną dziewczyną.. Dagną! :) I tu pojawia się: ograniczoność nieograniczonego „Umysłu Grześka”.
Niestety jak już życiowe pranie pokazało, aby „Umysł Grześka” mógł przechadzać się przez ziemskie padoły z mą skromną osobą, musi trochę przystopować. Bo ja po prostu nie jestem w stanie pokonać pewnych zakrętów, z taką prędkością jak on i jego umysł. Fizycznie i psychicznie- no nie da rady! Przetestowane. Przegadane. Przekrzyczane. Przepłakane. Nie da się! - Ale nie ze słabości ! Z natury ducha.

W związku z powyższymi prawdami nasze równanie będzie wyglądać następująco:

Umysł Grześka(prawda, że uroczy?:) + Dagna  + temat „Chiny” = CHINA MASTER PLAN+ Dagna.


Tak sobie teraz myślę, że ogólnie „Dagna” w powyższym równaniu przedstawia żeński pierwiastek w podróży czyli pojęcie „czasu”, „spania”, "jedzenia", "spokoju", „odpoczynku”, „ciepła”, „kolorów”, „intuicji”, "pamięci o papierze toaletowym w ciężkiej chwili" itd.
No ale niezależnie od tego jaki miałam wpływ na trasę, tylko Grzesiek jeden wie gdzie dokładnie byliśmy i jakim cudem można w tak krótkim czasie zobaczyć taki ogrom atrakcji.
Na nieszczęście moje i czytelnika Tarkan (Grzesiek) powiedział, że „ nie umie pisać”, i w związku z tym odkryciem (którego nigdy nie zweryfikował) na blogu pisać nie będzie i jak do tej pory tej wersji wydarzeń się trzyma. W związku z tym twardym postanowieniem zostaje więc sama w potach ogarnięcia tego gdzie byliśmy i co widzieliśmy przez ostatnie 17 dni po wynurzeniu się z Pekinu.
Pasy zapięte? No to jedziemy !
Wiec widzieliśmy Mur Chiński :) Nawet w paru wymiarach:
1.  tipikal turistik
2.  z okna na świat
3. z miejsca, w którym styka się z morzem
Aby osiągnąć pozycje nr.2 i 3 musieliśmy dopuścić się włamania :) W przypadku numeru 2, włamanie miało miejsce nocą i przebiegało następująco: przez cierniste krzory, pod pionową górę, jakimś cudem na wieżyczkę; zjedzenie urodzinowego tortu niespodzianki;
rozłożenie namiotu; standardowy proces wybuchu plecaków w namiocie; sen; poranek z widokiem na mur.
Numer 3 to zwyczajowy „włam przez płot” trenowany wielokrotnie na ogródkach działkowych (myślę, że tłumaczyć nie trzeba) :

A i zapomniałabym o "ciekawostce przyrodniczej": nie ma już prawdziwego Wielkiego Muru Chińskiego. Niestety to cacko już dawno pożarła trawa. To co teraz oglądamy to rekonstrukcja - dla nas informacja smutna , zaskakująca i zadziwiająca (jak wieść o śmierci Michaela Jacksona)

No dobrze.. mur spenetrowany wzdłuż i w szerz i w poprzek.. nadszedł więc czas na coś nowego- wypadło na wysokie pagody i inne świątynie.

Po pagodach nastąpił tzw. WSAT- Wysoce Skomplikowana Akcja Transportowa (jedna z miliona na naszej trasie, której detale zna tylko sam Grzesiek)  Ze względu na częstotliwość jej występowania w poniższej opowiastce postanowiłam nadać jej skrót (WSAT ), żeby się nie zapisać na śmierć. Wiem, że nazywanie w jeden i ten sam sposób kompletnie różniących strategii przemieszczania, wykorzystujących skomplikowane środki lokomocji na przestrzeni 26 godzinnej doby jest bezczeszczeniem, ale naprawdę do tej pory nie mam pojęcia jak doszło do tego, że po 17 dniach siedzę teraz w NanJing z głową pełną świątyń, Buddów, pagód, murów chińskich, gór i nocnych marketów..Tak więc hani (mój facet) po raz kolejny wielki ukłon ku twoim umiejętnością strategicznym i wielkie „aj em sory” za to, że twoje misterne plany dostaną w tej blogo-historii jedną metkę. Ale wiedz jedno- BYŁA TO DLA MNIE SAMA PRZYJEMNOŚĆ ;) 
A jak ktoś będzie chciał się dowiedzieć jak w ciągu 24 godzin zobaczyć 17 metrowego Buddę w LuoYoang, zwiedzić Shaolin, przejeżdżając przez 3 miasta kolosy, zjeść kolacje na nocnym markecie i zasnąć w Kaifeng to się do ciebie po prostu zgłosi :)
Przykładowy WSAT:

Dokumentacja WSAT-u (Wiola podejmiesz się rozliczenia tej delegacji ?;)
Znowu odpłynęłam z tematem. Wracamy na trasę !! Teraz czas na Pingiao – magiczne chińskie miasteczko, w którym czas się nieco zatrzymał.
 Po chwili relaksu w Pingjańskich uliczkach nadszedł czas na WSAT i lądowanie w X’ian – bazie wypadowej do terakotowych żołnierzyków.
Na rozbudzenie czytelnika jak zawszę mam małą ciekawostkę! Otóż nasze chińskie towarzysze zza daleko wschodniej granicy do terakotowej armii dokopali się nie tak dawno , bo 40 lat temu i w dalszym ciągu prace wykopkowe trwają. Fajna sprawa oglądać jak sklejają żołnierzy.
Po przybiciu piątki z żołnierzami ruszyliśmy (WSAT) w końcu w góry! Dostaliśmy cynka od Karoliny eF. (ex-współlokatorki), że po przejściu paru urwisk można się tam napić niezłej herbaty :)
Góry zowią się HuaShan


 

WSAT
Potem miliony Buddów w LuoYoang.
 
WSAT i ...
..Shaolinnnnnnnn – niby nic- klasztor, w którym pewien mnich wymyślił (z milion lat temu) jak porozciągać zastygnięte,od pozycji medytacyjnej mięśnie swoich kumpli z zakonu. No tak dla mnie  „niby nic” a jednak Grzesiek oszalał! Z jasnego nieba nadpłynęła 3 metrowa fala adrenaliny i go totalnie zalała- szaleństwo!





Już, już tłumacze żeńskiej części czytelniczek bloga.. Otóż okazuje się, że taki pobyt w Shaolin, to marzenie każdego szanującego się faceta, coś jak kabriolet, pęk kluczy do mieszkań w każdym miejscu na świecie, rura do pole dance w sypialni, pokój wypełniony chłodnymi browarami, sex 4 razy dziennie.

SHAOLIN! – to tutaj sztuk walki uczyły się nawet same żółwie Ninja, to tutaj powstało kung fu, to tutaj Bruce Lee po raz pierwszy wykonał swój pierwszy skok „na tygrysa”, a Luo Feng potrójny wykop z saltem w tył „na smoka”, nie wspominając już o tym gościu co grał główną rolę w filmie „ Morderczy cios z wykopem III ( na skorpiona)”
No i tak.. Tarkan kompletnie oszalał, a ja razem z nim :) W sumie miło zobaczyć jak facet cieszy się „jak dziecko”.

 Kobiety jakoś częściej miewają stany emocjonalne „małej dziewczynki” ( nie ciągnę wątku, to taka sobie wolna myśl).
Ups.. jednak pociągnę temat, bo oto wieczorem ja już cieszyłam się jak dziecko. Trafiliśmy po dosyć karkołomnym WSAT-cie, do miasteczka nad jeziorem, z fantastycznym hostelikiem i nocnym marketem:)

 No a wczoraj to widzieliśmy grobowiec, do którego prowadziła aleja zwierzaków.
W końcu po tylu latach udało mi się spełnić swoje marzenie i zrobić sobie zdjęcie z dupą żółwia !


Powyższe foto-story to tylko szkic tego co robiliśmy i widzieliśmy.. naprawdę tyle się tu dzieje! Ze nie sposób tego opisać- tu po prostu trzeba być!
Tak już na zakończenie tylko powiem, że dotarło do nas podczas tego wypadu dlaczego w Polsce tak tęsknimy za Azją i co powoduje, że ta część świata tak nas elektryzuje.
Otóż tak naprawdę chodzi o bazary, nocne markety, malutkie biznesiki, ludzi na ulicach, zgiełk, parę, przyprawy, SMAK i intensywność !! (poza intensywnością harania i siorbania)

AAAA i żabę jedliśmy ! :)
Ależżżż była pyszna! :)



Dobra trzymajcie się ciepło, a my z Grześkiem dalej idziemy skośnieć :)


Niech wam się Chiny przyśnią !



4 komentarze:

  1. Uwielbiam ! za całokształt a najbardziej to za dupę żółwia! I nie wime o którą Wiole chodziło ale ja na pewno Was po swojemu rozlicze jak tylko wrócicie!
    Wiola Kokłiin :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótkich WSATów !

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Wioli także ludzie nieznajomi (lub znajomi ze słyszenia;)) TU docierają i z niecerpliwością wyczekują kolejnych wpisów (bo jak to Gałka trafnie gdzieś wpisała) kolorujecie dni nas wszystkich pogrążonych w szarym marazmie korporacyjnym i prowokujecie do myślenia i ruszenia tyłka zza biurka..i na koniec chciałoby się wręcz rzec NIE WRACAJCIE ZA SZYBKO (bo ja już się uzależniłam)!!! ;-)))
    Pozdro Magda vel Kurka

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jazda! Po chinsku! Jezu, dzieki za to, ze znajdujesz czas dla nas szarakow pomiedzy tymi ekscytujacymi wrazeniami. Moze i dla was to cale przetaczanie sie z jednego pieknego miejsca na jeszcze piekniejsze to juz szarowa, moze to zdobywania szczytow i rozwalanie namiotu po raz setny mordega, jedno jest pewne: tak jak armia z terakoty przetrwala wieki, tak i wspomnienia zostana na zawsze w waszych glowach, a wasze imiona beda staly na strazy przed zapomnieniem. Wielkie dzieki, ze moge uczestniczyc choc w tylko w tej czesci, ktora nam tu zostawiasz.
    I nie zapomnij zbierac rezept!!!
    Pa, Iza z Pola i Mila

    OdpowiedzUsuń