-

P E K I N


CHINY

Chiny zaczęły się dla nas już w Mongolii. Dowiedzieliśmy się o tym już po 5 minutach jazdy pociągiem (pociąg relacji Ulaanbaatar->Erlian-granica chińska). Poinformował nas o tym ten oto mężczyzna po lewej.
Napisałam „poinformował”, a nie „powiedział” nie bez przyczyny. Informacja tkwiła w jego zachowaniu- niekończącej się serii chrząknięć, siorbań, beknięć, mlaskań i pierdzeń. Nawet wstawanie z łóżka było czynnością przekraczającą wszelkie możliwe dopuszczalne normy decybeli. Dla przeciętnego Europejczyka (chowanego przez pół życia na tekstach typu „nie mlaskaj!”, „ nie siorb!”, „na miłość boską NIE bekaj!”, „udawaj przed wszystkimi i przez całe życie, że nie pierdzisz, a jak już się przydarzy, to tylko gazami o zapachu lawendy lub fiołków”) zachowania Chińczyków to jakiś totalny free-style; zakazany owoc zrywany co 5 sekund; kulturalny szok! Tak więc po fantastycznej lekcji pt. "Różnice kulturowe- czy zwykły śmiertelnik jest je w stanie zrozumieć i zaakceptować" postanowiliśmy zmienić środek transportu na autobus. Wyraz "postanowiliśmy" jest raczej użyty w formie prześmiewczej, bo tak naprawdę postanowiła o tym pani w okienku na stacji kolejowej mówiąca : "NO,NO,NO!" na każde nasze pytanie po czym uciekła- w sumie też metoda:)
I tak to nasza podróż nabrała rozmiarów 1,5 metra długości na 30 cm szerokości, czyli zapakowaliśmy się w "autobus sypialniany". Poniżej fot kilka dla poczucia klimatu i zrozumienia na czym rzecz polega  (3 rzędy 2-piętrowych łóżek):  
No i wwwwww końcu dojechaliśmy! Po 30 godzinach Pekin!  Na miejscu jak zawsze żadnych laurów, żadnych wieńców i medali... za to..wszystko oczywiście po chińsku, a i Chińczycy tylko po chińsku.. i cola po chińsku.. czyli zaczynają się tak zwane "prawdziwe jaja" :)

A tutaj pierwsze zdjęcie z centrum :) dojechaliśmy tam po jakiś 2 godzinach z dworca autobusowego, który znajdował się w tak zwanym "nie wiadomo gdzie".
Po dotarciu do "centrum" też żadnych laurów; kwiatów i uścisków prezesa.. już następne wyzwania pchają się drzwiami i oknami, a największe z nich nosi imię" Moje Urodziny". I tu nastąpi mała (100-linijkowa) dygresja od autorki tekstu..  :)
„Mooooje Urodziny” – wyrażenie pisane przeze mnie dużymi literami nie od dziś :) ! Większości znajomych nie muszę tłumaczyć dlaczego.. (po prostu się na nich obrażam ( na śmierć rzecz jasna) na cały rok, jak zapomną złożyć mi życzeń- bo to już nie ma o czym rozmawiać z kimś kto zaaaapomniał, że to dziś, to już to teraz:) Pomyślałam właśnie: Znajomi więc wiedzą „o co chodzi” ale jeżeli na bloga zapałęta się „nieznajomy”?!?! Co  wtedy? Nie zrozumie poniższej opowieści, dramatyzmu, powagi pewnych sytuacji.. Z uwagi na tych „nieznajomych” napiszę parę zdań o święcie między-galaktycznym wypadającym 24.08 każdego roku. // Pozwolicie, że opowieść tę zacznę od wyrazu „więc” (zapragnęłam wypisywać na tym blogu wszystko to, czego zabroniła mi moja nauczycielka z języka polskiego- ta sama , która postawiła mi 2 na maturze). Oczywiście, możecie nie mieszać się do mojego małego, wyimaginowanego konfliktu i zwyczjnie olać wyraz „więc” w poniższym zdaniu. Do rzeczy Dagna, do rzeczy! //
Więc Jakoś tak się stało, w którymś momencie mojego życia, że totalnie oszalałam na punkcie TEGO dnia i już. Wyobraźcie sobie -totalne zaślepienie -nie widzę żadnych słabych punktów- żadne tam „jestem taaaaka stara”, „tu mi wisi”, „tam mi wisi”... Czysta radość i tupanie nogami  jak mała dziewczynka iii niespodzianki! Taaaak uwielbiam niespodzianki, bo to one wydarzają się w moje urodziny właśnie! Mam oczywiście jakąś nikłą świadomość tego, że nie wszyscy na tym świecie czczą moje urodziny, z czym do tej pory nie jestem w stanie się pogodzić… i wiem też, że nie dla wszystkich jest to dzień szczęścia i radości.. Otóż „Mooooje Urodziny” to też jeden z najbardziej stresujących dni w roku dla Grześka. Bo to na jego „barkach” rzekomo ( niepisanie, nieoficjalnie) spoczywa odpowiedzialność przeprowadzenia całej ceremonii i skonstruowania parku rozrywki i niespodzianek dla mnie.
Więc nastał TEN dzień- Mooooje Urodziny i nastał on w Pekinie- idealne miejsce! Grzesiek wszystko zaplanował ! Hotel, knajpę, atrakcje, niespodzianki, gości niespodziankowych- wszystko!
Pech chciał, że dzień „Moooooich Urodzin” pokrył się z „Dniem katastrofą”. Hehe tego już chyba nie muszę tłumaczyć ani znajomym ani nieznajomym. Dni Katastrofy się po prostu zdarzają – w takie to dni od rana do wieczora kompletnie NIC nie wychodzi. Teoretycznie należałoby w takie dni zostawać w łóżku i nie odbierać telefonów ale nie da się! Trzeba zebrać te baciory w tyłek.. trzeba wyjść z łóżka poślizgnąć się na kocie, wypić skiśnięty sok, przegryźć sobie język, dostać pryszcza na środku nosa, nie zdążyć na autobus, zapomnieć o ważnym spotkaniu etc. No wiadomo. Każdy miewa takie dni.
Wracając do głównego wątku : hotel- nie wypalił, knajpa- nie wypaliła, atrakcje, niespodzianki, goście –NIC ! :)   Najbardziej zdruzgotany takim obrotem urodzin był oczywiście Grzesiek.
 Widząc jak się męczy tymi walkami z wiatrakami (bo przecież „Dnia Katastrofy” nie da się zwalczyć- można go zapić przeterminowanym piwem // bo w "Dzień Katastrofy" tylko takowe da się znaleźć :) // ale nie zwalczyć!) postanowiłam,że „przesuwamy urodziny na inny dzień”.
  4 dni później, na murze Chińskim ( na który włamywaliśmy się przez jakąś ciernistą dżunglę w środku nocy) dostałam tort!! :) tort niespodziankę!(ale o tym opowiem w innym odcinku:)

24.08.2014 roku doszło jeszcze do jednego incydentu. Otóż, (że tak zapodam slangiem) „jebnęłam sobie dziarę”- hehhe zawsze chciałam to powiedzieć !!! :)
W pierwszym lepszym napotkanym tatuażowym.. gościu nie mówił po angielsku, ja byłam po browarze.. totalnie na wariata!! (hehe zdanie wyszło jak opowieść o przypadkowym sexie:)
Pisaliśmy sobie na translatorze chińskim. Normalnie sytuacja do popłakania ze śmiechu !
 Ale jest  i jest dokładnie tam gdzie chciałam- na lewym nadgarstku, tam gdzie pisze się ściągi. Zrobiłam sobie ściągę! Z życia :) 
W razie jakbym kiedyś zapomniała. A zdarzało mi się zapomnieć.. ojj zdarzało nie raz i wtedy bolało…ale nigdy więcej! Podciągnę tylko rękaw i już będę wiedzieć co mam robić! Jakie decyzje podejmować - taki plan- zaoszczędzę na wróżce!
 Oczywiście (jak zawszę!!!) najbardziej stresuje mnie reakcja Marcinka (mój bliski przyjaciel) na ten tatuaż. 
1. Reakcję mamy przeżyję:
Mama : „nieeeeee nie rób sobie tatuażu”
Dagna: „ mamo..już zrobiłam, za późno”
Mama : „nieeeee”
Dagna : „tak”
Mama : „nieeeeee”
Heheheh
2. Siostrę przeżyję:
Sis: O jaaaa w Azji tatuaż ?! Może zrób go w Europie gdzieś-będzie bezpieczniej, czyściej i w ogóle..
Dagna: Już go zrobiłam! Po wszystkim!
Sis: No nie wiem pogadam o tym z Gosią (mamą)
Dagna: Ok przegadajcie to :) ale jak coś to go już zrobiłam :P
3. Kachę (moja szalona kumpela) przeżyję:
Kacha: Kotku masz tam błąd ortograficzny w tym tatuażu – spoko ogarniemy to jakoś w Polsce :) Nic się nie martw!
Dagna: No nie wiem jakoś tak wyszło. Gościu nie mówił po angielsku.
Kacha: Spoko rozumiem! Mam kumpla lekarza ! :)
4. Moich chłopaków z pracy przeżyje:
Chłopaki : Popisałaś się na ręce
Chłopaki : hehe
Chłopaki:  hoho
Chłopaki : hihi
Dagna : No popisałam
5.Ale Marcin… cooooo powie Marcin?? Nie wiem kiedy wyrosnę z tego całego „co powie Marcin”, bo to przecież 20 lat już na karku (z małym haczykiem:)  i trzeba by się trochę usamodzielnić i oduzależnić od opinii innych. Ciekawe też dlaczego wybrałam sobie właśnie jego za moją wyrocznie :P Co karmiczna przyjaźń robi z człowiekiem. Hehe

NO ! Tyle o pamiątkach na całe życie , teraz o przyjemnościach paro-godzinnych:
Byliśmy z Grześkiem rowerami wśród 8 milionów rowerów 
...gubiąc się nieprzerwanie i nieustannie w tych ich zakrzaczonych ulicach 哪里去以达到
 
( no i tu od razu nasuwa mi się jeszcze jeden komentarz.. otóż obecnie w Beijing-u głownie jeżdżą MOTO-rowery i skuterki na prąd! Nawet rikszarze poruszają się bezwysiłkowo i bezspalinowo)



No i z maaałych przyjemności ( i konieczności) to jedliśmy kaczkę po pekińsku w Pekinie ( to ta po lewej:)




Zwiedziliśmy Forbidden City

Byliśmy na fajnym bazarze
i tu słów kilka..
Jak wszyscy doskonale wiemy, każdy szanujący się bazar ( nawet taki na 3 i 4 końcu świata)  dzieli się na sekcje. Rzecz jasna aby w ogóle mógł być nazywany "bazarem" spora jego część musi być zajęta przez sekcję "wszelkiego badziewia".  Ale nie o tym dzisiaj :) bo to temat zbyt obszerny.
Dzisiaj o 2 sekcjach, które przykuły naszą uwagę:
Pierwsza to : sekcja wyrabiania biżuterii (bardzo fajna sprawa- bo robią brazoletki i wisiorki z orzechów !:)
i robią je na miejscu. Wybierasz sobie "swój orzech szczęścia i nieograniczonej radości", a pan się z nim cacka na szlifierce przez 5 minut, nawleka na sznurek i już ! Ty i wisior szczęścia na zawsze razem w szczęściu i chwale.

W innej zaś sekcji zaopatrzyć się można było w "krasnale ogrodowe"typu:
- 3 metrowe słonie

-6 metrowe smoki

Grzesiek był zaaaaachwycony !

Z mniej emocjonujących rzeczy ale fajnych dla oka , to byliśmy w fajnym parku ( fajnych dla oka, ale nie dla mojego obiektywu.. bo zdjęcia strasznie szmirowate mi tam wychodziły:)




I włóczyliśmy się po przecudownych uliczkach nazywanych „Hutongs” – rewelacja najchętniej bym się z nich nie wynurzała!
I jedliśmy skorpiony, robale i inne takie na "night market"
 
 
Po pokarmowym poście, który odbyliśmy w Mongolii przyszedł czas na zupki Chińskie! Jemy je tu na okrągło. Co ciekawe, potrawy kręcą się tu właśnie wokół makaronu. Nie ryżu! Myślę, że jest to specyfika regionu. Może na południu Chin będzie bardziej ryżowo ale póki co : 


Jak robi się zupę w Chinach :
-wybieramy składniki:

Prosimy pana, żeby nie komentował i nam to wszystko zmieszał co wybraliśmy
 
Czary mary
 I jemy ! :)
 



Coś bym jeszcze dodała o tym Pekinie.. jakieś ogólne wrażenia.. No na pewno jest ogromny
i jest w nim strasznie dużo ludzi.. na ulicach
i na dworcach

no to dodałam :P...resztę zobaczycie sami jak tu przyjedziecie (nie mogę przecież o wszystkim opowiedzieć:)!
No a my to jak już zdążyliście zauważyć to w Chinach tylko jemy ! :)
i  skośniejemy :)

aaaaa przepraszam.. Grzesiek jeszcze ćwiczy taj czi z babciami !

No to pa ! Idę już spać bo nie wiem sama co piszę. A i plizzzz wpisujcie jakieś komentarze, bo nie wiem ani czy ktoś to czyta, ani czy się podoba nasza historia i czy ta dwója z polskiego była "naciągana":P

13 komentarzy:

  1. Oczywiscie ze czekamy, zasmarkana z lozka dzisiaj :) Mniej wiecej 2 razy w tygodniu snie o tym, ze sie pakuje i do was lece :D Plecak w koncu czeka....
    I live the life you love :) Az milo sie patrzy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawdzam czy wpisy działają, czy mnie nie bujacie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najedzcie się tego makaronu, bo na południu rzeczywiście będzie więcej ryżu... Polecam sushi w kształcie trójkąta w sklepach typu "żabka" :) Wahy pozdrawiaja i gratuluja podpisania ręki :))

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie że czytamy i to bez opamiętania :P to jest masakra ile można zobaczyć chińczyków w jednym miejscu:P :D
    tatuaż prze-czaderski :) mówią ze alkohol dezynfekuje trzeba było zatem więcej niż jedno piwo wypić zanim rozwinęłaś swoją rękę artystycznie :P :P Ps mam nadzieje że przyszłe urodziny już spędzimy razem :)
    Wiola

    OdpowiedzUsuń
  5. Daaaaaaguśśś...
    pewnie że czytamy :D i tęsknimy i cieszymy się Waszym szczęściem! :) a tatuaż bombowo-czaderski :D też taki chce :) jak wrócisz to zrobimy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A mój wczorajszy wpis się nie pojawił... :/ A chciałam jedynie napisać, że czytam zawzięcie i czekam na więcej :))) aha no i jakim cudem miałam 2 z polaka? zajebiście wciągające te Twoje posty są... podeślij stronkę tej nauczycielce ;) Pozdrawiam Was ciepło i doczekać się nie mogę kolejnych wpisów!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dagna! Co powie Kacha?! Ja się na dziarę nie odważę, ale na cześć Twoich urodzin i Twojego tatuażu walnę sobie taki plakat na ścianę w sypialni :) MEGA!!! Lov U so :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dagna koooooontynuuuuuuuj .Komentarze świetne. Fotki super.Wycieczka przerąbista.

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecam Temple of Heaven i 798 Art District....

    OdpowiedzUsuń
  10. Joł, Twoje texty i zdjęcia Dagna, są świetne ;-) My członkowie Kurniku, pogrążeni w korporacyjnym maraźmie, codziennie czekamy na kolejne wpisy, nadające sens naszego żywota.
    To mówiłam ja, Gała.
    Ave

    OdpowiedzUsuń
  11. Usmialam sie tak, ze az sie posikalam, to taki "free style" po pekinsku tyle ze w bardzo kulturalnym kraju, ojczyznie filozofow i wirtuozow, czyli w niemieckim biurze. I gdybym nie musiala tlumaczyc tekstu z ojczystego na obcy, to pewnie starym zwyczajem darlabym sie ze smiechu jak slon i zaplakala na smierc.
    Dagna, ty moj geniuszu literacki i znawco dobrego humoru, czapa z glowy normalnie jestes the besciara!!!
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo fajnie i "lekko" się czyta Twoje teksty.Dziwię się bardzo skąd ta ocena z polskiego:) Podziwiam ludzi, którzy piszą tak ciekawie i z taką lekkością. W lipcu wybieram się ze znajomymi do Mongolii i Pekinu. Mimo że jesteśmy raczej w wieku Twojej mamy, jedziemy na dziko. Stąd też zainteresowanie tym co piszecie na temat Chin. Swietnie oddajesz klimat miejsc gdzie jesteście..Czy masz jakieś szczególne rady i uwagi jeśli chodzi o Pekin i Chiny?
    Irena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Pani Ireno!
      Dziękuje za dobre słowo odnośnie sposobu mojego pisania:) Prawda taka, że sławetny „czas liceum” uzmysłowił mi ,że moje pisanie znajdzie jedynie poklask wśród obywateli „z tylnych ławek”:) Już się z tym pogodziłam z 10 razy, więc miło słyszeć, że komuś tam gdzieś jeszcze się to podoba (me ego pieje z radości na te wieście!!:) No ale do rzeczy! Jeżeli chodzi o wskazówki dotyczące Chin, to jest ich parę w poście „Suzhou & Shanghai & Pogadanka”. Na samym , samym końcu. Odnośnie komunikacji, odnośnie blokowania stron internetowych…itd. A jeżeli macie jakiekolwiek konkretne pytania odnośnie Chin albo Mongolii to wypiszcie je i wyślijcie mi na maila : dagna.sobantka@gmail.com (ostrzegam, że jestem zakochana w Mongolii więc moje odpowiedzi będą mocno stronnicze:) Co do Chin.. to przygotujcie się na to, że będzie tam mocno industrialnie.. „tamte Chiny” już nie istnieją niestety. W Pekinie ceny noclegów są dużo wyższe niż w reszcie kraju.. ok. mogłabym tak pisać i pisać, naprawdę łatwiej mi będzie odpowiadać na pytania :) wiec albo mailem, albo możemy umówić się na Skypie.
      Pozdrawiam i cieszę się, że robicie to „na własną rękę”!!! Tylko w ten sposób można podróżować, szkoda, że tak mało ludzi to wie/rozumie.. Do usłyszenia :)

      Usuń